___________________________________________
Jak
może wyglądać związek po dziesięciu latach jego konsumpcji?
Wszędzie przytłaczająca rutyna, brak cielesnej i emocjonalnej bliskości,
jedynie przywiązanie trzymające parę przy sobie – tak odpowiadało wiele osób,
które zapytałem. A ja się z tym nie zgodzę. Związek po dziesięciu latach może być pełen wrażeń. Pełen miłości,
bliskości, zakochania emanującego z duszy i oczu.
Wypowiadam się niczym czterdziestolatek z wielkim stażem …
… a jestem tylko dwudziesto-cztero latkiem z cudowną kobietą u boku.
Zdziwieni? W oczach niektórych
jestem gówniarzem, nic nie wiedzącym o życiu. Wszyscy mają mnie za grzecznego
chłopca, jedynie lekko szalejącego ze swoim wyglądem, choć czasami lekko to zbyt łagodne określenie.
Jeśli odejmę dziesięcioletni staż, wychodzi na to, że miałem czternaście lat,
kiedy poprosiłem ją o chodzenie. Wyobrażacie
to sobie? Czternaście lat … Pamiętam ten dzień.
Stanął przed drzwiami małego domku na
obrzeżach wioski. Poprawił czarną czuprynę, które lekko opadała mu na oko.
Będzie dobrze, nie denerwuj się – powtarzał sobie niczym mantrę. Zadzwonił
dzwonkiem i w drzwiach stanęła wysoka gospodyni domowa – Dorothee. Uśmiechnął
się i poprosił o zawołanie jej starszej córki. Po chwili zobaczył długowłosą
blondynkę imieniem Martie. Na jego usta wkradł się jeszcze większy uśmiech i
zaprosił ją na spacer, w myślach układając formułkę, którą wyrecytuje, gdy
dojdą do miejsca, do którego zmierzali. W jej towarzystwie czuł się świetnie.
Mógł śmiać się do woli, zrzucić maskę buntownika za jakiego uchodził w
miejscowym gimnazjum. Dziewczyna była jego najlepszą przyjaciółką, powierniczką
sekretów, a tylko jego brat wiedział, co ten młody chłopak czuł do swojej
koleżanki.
Przygotowałem koc i koszyk z jedzeniem. Wziąłem jej ulubione kanapki z pastą
jajeczną i sok pomarańczowy. No wiecie,
chciałem być romantyczny. Efekt?
Chwilę później wstał i poprosił, by
stanęła naprzeciw niego. Nabrał powietrza w usta. Miała być jego pierwszą
poważną dziewczyną. Pierwszą, którą pocałuje i za pewne pierwszą, która
skradnie mu stan czystości.
- Chciałem zapytać, czy może nie chcesz … To znaczy … Chcesz ze mną chodzić? –
zapytał, patrząc w jej niebieskie oczy. Nie wiedziała co powiedzieć. Jej
najlepszy przyjaciel właśnie poprosił ją o chodzenie! Z jednej strony nie
chciała niszczyć tej przyjaźni, ale z drugiej … bardzo go lubiła. Lubiła-lubiła.
Nic nie mówiąc uśmiechnęła się tylko i potwierdziła skinieniem głowy, po czym
malinowe usta dotknęły jego rozgrzanego policzka. Był w niebie!
Chyba nie muszę mówić, że stałem się najszczęśliwszym dzieciakiem w
okolicy? Powiedziałem to jedynie bratu. Był ze mnie dumny, że nie poleciałem na
ziemię jak długi, jak to u mnie bywało w stresujących momentach. Od tamtej pory
byliśmy nierozłączni, niczym papużki. Wspólne siedzenie na lekcjach, przerwach,
odprowadzanie do domu i robienie lekcji. Kiedy powiedziałem to mamie, była
szczęśliwa, ale razem z ojczymem twierdzili, że to szczeniacka miłość i jeszcze
z tego wyrosnę. Phi, dobre sobie!
Rok później, tak ni z gruszki ni z pietruszki, odkrył nas (czyli mój zespół i
mnie) producent muzyczny. Wielka sława,
pieniądze, piszczące fanki. Po wielu rozmowach z rodzicami, ci w końcu
zgodzili się byśmy weszli w machinę zwaną show-biznesem. Od tamtej pory
nazywaliśmy się Tokio Hotel, ale do
cholery, gdzie w tym wszystkim czas na miłość?
Kompletnie nie miałem czasu na nic. Musiałem rzucić szkołę po premierze naszego
singla. Swoją drogą, to niezły hit!
Trasa koncertowa po Niemczech, później po Europie. Pewnie domyślacie się, jaki
finał miał nasz związek? Ha, i tu Was zmylę! Przetrwał najgorszy okres w naszej
karierze.
W wywiadach pytano mnie, czy mam kogoś. Zawsze odpowiadałem jedną i już nudną
formułkę: Nie, czekam na wielką i
romantyczną miłość od pierwszego wejrzenia. To nie była moja opinia na
temat miłości. Przecież już ją miałem. Przez te wszystkie lata kariery Tokio
Hotel mieliśmy tylko jedną poważną kłótnię, to było w 2010 roku. Czemu? Wraz z
moim bratem Tomem, świetnym gitarzystą i wielkim podrywaczem, postanowiliśmy
wylecieć do Stanów, dokładniej do Los Angeles. I na szczęście na przeszkodzie
nie stała wiza, ale upór mojej dziewczyny. Za żadne skarby świata nie chciała
tam mieszkać. Błagałem, prosiłem, aż w końcu dla świętego spokoju uległa.
Szczyt marzeń! Pożegnaliśmy rodzinę w Niemczech i wylecieliśmy w przestworza do
nowego kraju.
Życie w LA nie jest łatwe ani kolorowe, ale przyjemne. Nikt nie śledzi cię na
każdym kroku, nie robi ci zdjęć, gdy pokłóciłeś się z maszynką do golenia.
Mogliśmy spacerować do woli, cieszyć się wolnością i urokami miasta. I wiecie
co? Ciągle jestem tym zakochanym po uszy gówniarzem, który zrobiłby wszystko
dla kobiety. I mam jeszcze jedną wiadomość – zostanę ojcem! Ja, Bill Kaulitz,
czekam na swoje pierwsze dziecko z kobieta, którą kocham po uszy.
I kto powie mi, że po dziesięciu latach w związku pojawia się rutyna?
nie jestem dobra w pisaniu długich, zwłaszcza pozytywnych komentarzy, więc powiem ci tylko tyle: to było piękne! niby jednoczęściówka, ale zawiera tyle informacji i to jeszcze tak ślicznie ujętych w zdania, że aż mi dech zapiera. naprawdę :) masz talent, pisz więcej takich rzeczy, ja już się niecierpliwię :D
OdpowiedzUsuńpiękna miłość w pigułce <3
OdpowiedzUsuńmarzenia;)
OdpowiedzUsuńhaha, bardzo ciekawy pomysł na jednopart ^^
OdpowiedzUsuńMi się bardzo spodobał! ^^
und-nur-mit-dir.blogspot.com :)
rzygam tęczą! To było takie słodkie! Tak prosto napisane. Lekkie w czytaniu...Podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam. Dodałam blog do ulubionych :)
OdpowiedzUsuń