wtorek, 21 października 2014

unbreakable

___________________________________________

Bez ostrzeżenia lub powodu
Odszedł bez pożegnania
Był Twoim wszystkim
Tym o czym myślałaś

Dzwoniła na komórkę, chociaż miał ją wyłączoną. Dzwoniła też do ich studia, ale połączenia z jej numeru odrzucane były automatycznie. Dzwoniła do Toma, Gustava i Georga, ale nie byli w stanie nic jej powiedzieć. Kłamali. Czuła to. Dzwoniła po wszystkich okolicznych szpitalach, noclegowniach, hotelach i innych miejscach, w których ewentualnie mogłaby go znaleźć. Wszystko na marne… Odszedł. Tak po prostu. Tak bez słowa. Zostawił ją w momencie, kiedy chciała mu powiedzieć coś bardzo ważnego. Nie zdążyła, bo odszedł, rujnując jej świat. Złamał serce na tysiące małych kawałeczków. Zabrał tlen, którym oddychała każdego dnia. Zabrał cząstkę siebie, dla której codziennie miała ochotę żyć. Był mordercą. Zabił ją. Zabił ich uczucie, które miało trwać wiecznie. Odszedł. Tak po prostu. Tak bez słowa. Nie miała już siły, by płakać. Żyła we własnym cieniu. Z pięknego łabędzia stała się brzydkim kaczątkiem. Nienawidziła siebie. Swoich dużych, niebieskich, niczym ocean oczu. Blond włosów, którymi bawił się i za które ciągnął w czasie ekstazy. Szczupłego, ale krągłego ciała, które mógł dotykać godzinami. Obwiniała siebie za ich porażkę, choć nie była niczemu winna. Wiedziała to, ale łatwiej było się pogodzić z tym, że to ona czymś zawiniła. Może jakąś błahostką. To nie było ważne. Znowu tęskniła. Rana w jej sercu zaczęła boleśnie pulsować. Po raz kolejny uświadomiła sobie, że odszedł. Najzwyczajniej w świecie zostawił ją. Samą. Bez oparcia. Bez tlenu. Bez chęci do życia. Odszedł. Tak po prostu. Tak bez słowa.

Gorzkie wspomnienia, na które nie ma lekarstwa
Jak możesz się podnieść z ziemi?
Przegrałaś bitwę, ale nie wojnę
Spójrz teraz na siebie!
Spójrz na siebie!

Lustro w łazience było tak duże jak rana w jej sercu. Wielka, pulsująca, krwawiąca. Odgarnęła do tyłu blond włosy i związała je w luźną, wysoką kitkę. Przemyła twarz zimną wodą, chcąc pozbyć się śladów po zaschniętych łzach. Co z tego, że z biologicznego punktu widzenia była osobą żywą, skoro umarła wraz z dniem ich rozstania? Chciała zacząć żyć. Na nowo. Bez niego. Bo odszedł. Po długich dwunastu miesiącach wegetacji, bo nie można było tego nazwać życiem, postanowiła stanąć na nogi. Zmyć z siebie cały ból istnienia, który przeżyła. Zapomnieć o kimś takim jak Bill Kaulitz. Zniszczyć go. Potępić. Znienawidzić. Tak, właśnie tego chciała! Spojrzała w swoje żałosne odbicie w lustrze. Przecież go kochała. Całą sobą. Całym sercem. Nie mogła go znienawidzić. Chciała mieć go blisko. Nie mogła. Bo odszedł. Musiała o nim zapomnieć. Musiała! Ambiwalencja uczuć. Ból istnienia. Upadła na zimną posadzkę, by podnieść się silniejsza. Kilkoma zwinnymi ruchami nożyczek fryzjerskich pozbyła się długich, idealnie prostych włosów. Uśmiechnęła się szeroko. Była piękna. On odszedł. Stracił ją. Na zawsze.

Z kawałków Twojego rozbitego świata
Zmieniłaś piasek w perłę
Teraz błyszczysz, jesteś piękna
Jesteś nie do złamania
I nikt nie może Cię teraz zranić
Nie, nikt nie może Cię teraz powalić
Ponieważ jesteś silna, jesteś piękna
Jesteś nie do złamania

Ewoluowała. Rozkwitła niczym pąki kwiatowe na wiosnę. On odszedł, a ona żyła pełnią życia. Uśmiechała się. Była silna. Znalazła pracę. Uwielbiała to. Czerpała jak najwięcej z nowego wcielenia. Spotykała się z dawnymi przyjaciółmi. Z brzydkiego kaczątka znów stała się pięknym łabędziem. Silną kobietą. Wiedzącą, czego chce. Już nie wracała wspomnieniami do jego osoby. On odszedł, a teraz było dobrze. Bez zbędnych łez. Bez nocnych lamentów. Wyrzuciła wszystko, co go przypominało. Nawet ulubiony kubek, który dostała bez okazji. Ach, zbiła go w tak fenomenalny i finezyjny sposób! Oczyściła z niego siebie i mieszkanie. Czuła się lżej. Czuła się wyzwolona i niesamowicie silna. Nie mógł już jej zranić. Była nie do złamania. Nawet jego brat jej nie poznał. Stała przed nim śmiejąc się i rozmawiając, jakby nic złego nigdy się nie wydarzyło. Odbiła się od emocjonalnego dna. Była szczęśliwa. Nawet wtedy, kiedy przypadkiem się spotkali. Tłumaczył się, a ona go wysłuchała. Po co? Tego nie wiedziała. Powiedział, że leczył się psychiatrycznie. Zwariował. Na jej punkcie. Miał chorą obsesję. Ale odszedł. Zostawił ją. Mógł przecież powiedzieć, że ma problemy, do cholery! Nie zrobił tego. Stchórzył. Błagał o litość. Padł do jej stóp. Płakał. Była silna. Nieugięta. Nie zrobił na niej wrażenia. Teraz to on był na samym dnie. Poniżał się, ale walczył. Walczył o nią do samego końca. Słyszała, jak łka i wali pięściami w podłogę. Zrobiła to, co niegdyś on sam zrobił. Odeszła. Tak po prostu. Tak bez słowa.

To kim jesteś
Niezwyciężona, w środku swojego serca
Przegrałaś bitwę, ale zaleczyłaś blizny
Teraz jesteś nie do złamania *

________________________________________________

* Conchita Wurst - Unbreakable

1 komentarz:

  1. To było... dziwne... Bardzo dziwne! Ale mi się spodobało. Szkoda, że tak krótko, ale w końcu to jednoczęściówka. Styl tego opowiadania bardzo do mnie przemawia i chętnie przeczytałabym twincest w podobnym stylu xD Szkoda,że tak mało ujawniłaś o głównej bohaterce i jej ewidentnym problemie psychicznym, bo wnioskuję z treści, że miała/ma coś z głową... Czekam na coś więcej!

    P.

    OdpowiedzUsuń