sobota, 7 lutego 2015

list do m

___________________________________________

Paryż. Miasto miłości.

Jedni przyjeżdżają tu, by znaleźć miłość, a inni wręcz przeciwnie – zapomnieć o niej. Jedni spacerują najbardziej znanymi ulicami, rozglądając się w poszukiwaniu ciekawych znajomości, a inni szukają chwili wytchnienia i samotności. Jedni robią sobie zdjęcia na tle wieży Eiffla i dzielą się nimi z bliskimi, podczas gdy inni nie dostrzegają jej uroku. Ba, nie dostrzegają niczego, bo są zbyt mocno zajęci sobą i swoimi problemami. Rozpamiętują to, co złe. Wracają do przeszłości i do odległej rzeczywistości, w której byli szczęśliwi, bo teraz tylko to im pozostało. Udają przed światem, że wszystko w porządku, a gdy nikt nie widzi, dają upust skumulowanym emocjom. Płaczą, krzyczą, za swoje niepowodzenie obwiniają cały świat.

Taki właśnie jestem.

Spaceruję właśnie ulicami Paryża. Mijam zakochanych w sobie ludzi. Mijam szczęśliwe rodziny z dziećmi. Mijam także kilka par z naprawdę długim stażem i podziwiam ich wciąż trwającą miłość. Mijam witryny sklepowe, które przepełnione są walentynkowymi gadżetami. Od lizaków z napisem kocham cię, po miśki, serduszka i inne komercyjne pierdoły. Nienawidzę walentynek. Nie obchodzę ich. Szczerze powiedziawszy, moje życie nikogo już nie obchodzi, bo czy przejęłabyś się informacją o mojej śmierci?

Odpowiem za ciebie – nie, nie przejęłabyś się. Nie płakałabyś za mną. Nie przyjechałabyś na mój pogrzeb. Nie złożyłabyś ani jednego, zasranego kwiatu na moim grobie. Nie zapaliłabyś nawet głupiego znicza, bo dla ciebie przecież nie istnieję. Żyję własnym życiem, gdzieś daleko od rodzinnych Niemiec. Od czasu mojej wyprowadzki nawet do mnie nie zadzwoniłaś. Ba, on też nie zadzwonił. To takie zajebiste uczucie, kiedy rodzony brat ma cię głęboko w dupie, nie uważasz? Wróć, ty nie masz rodzeństwa, więc nie wiesz, jaki to ból, kiedy ktoś, z kimś dzieliłaś 25 lat życia, nagle przestaje cię dostrzegać. Nie pyta, nie dzwoni, nie odpisuje na setki wiadomości. Dla niego jestem niewidzialny, a przecież usunąłem się z waszego życia, by nikomu nie zawadzać. I masz ci los. Jestem niewidzialny. Właśnie tak się czuję. Odrzucony przez brata bliźniaka, a przecież to on skrzywdził mnie, a nie ja jego. Paradoks.

Spaceruję dzielnie przed siebie, a w moich myślach układają się przepiękne obrazy. Pamiętasz jeszcze nasz pierwszy wyjazd do Paryża? Byłaś taka szczęśliwa, kiedy powiedziałem ci, że spędzimy tam weekend. Tylko ty i ja. Z dala od domu. Bez telefonów. Bez Internetu. Tylko my dwoje. Pamiętam twoje pięknie niebieskie oczy, które z niedowierzaniem wpatrywały się w moje. Nie wierzyłaś mi, a potem ja dałem ci bilety lotnicze wraz z mapą Paryża, byś mogła zaplanować swoją wycieczkę marzeń. Pamiętasz to? Bo ja doskonale.

A pamiętasz pierwszą oficjalną imprezę branżową, na którą cię zabrałem? Bałaś się, tak cholernie i mocno bałaś się pojawić u mojego boku, ale to był słuszny strach. Strach przed moimi fankami, ale przyznaj – nie było tak źle? Byłem taki dumny, kiedy z uśmiechem pozowaliśmy na ściance. Pamiętasz, jak mocniej cię objąłem i jak musnąłem twoje wargi, kiedy światła fleszy przestały razić nas w oczy? Byłem przepełniony dumą i radością. Pamiętasz to? Bo ja wciąż nie mogę tego zapomnieć.

Nie mogę też zapomnieć pierwszego razu, na który czekałem z utęsknieniem. W myślach setki razy układałem sobie wszystko to, czym chciałem obdarować twoje ciało tamtej nocy. Pamiętam każdy twój jęk. Każde mgliste spojrzenie. Każdy dotyk na mojej gorącej skórze. Pamiętam jak drżałaś tuż po, kiedy opadłem na twoje ciało, miażdżąc twoje usta w gorącym pocałunku. Doskonale to pamiętasz, prawda? Ale ty wybrałaś jego. To z nim chciałaś się kochać każdej nocy. To jego imię chciałaś krzyczeć. Nie moje. Ja byłem tylko zabawką. Kimś, kto pomoże ci osiągnąć swój cel. Zabawiłaś się mną. Rozkochałaś w sobie, a potem zrobiłaś to. Zdradziłaś mnie z nim. Z własnym, pieprzonym bratem! Kurwa, czy kiedykolwiek mnie kochałaś?! Nie! Bo byłem tylko jebaną zabawką na twojej drodze do jego serca! Nic nie znaczącym pionkiem w grze o jego uwagę! Ale powiedz mi jedną rzecz, jedną jedyną, której nie potrafię, kurwa, zrozumieć – dlaczego od razu nie zaczęłaś się z nim spotykać? Dlaczego to ja musiałem być waszym łącznikiem, choć wcale się na to nie godziłem? 

Powiedz mi, proszę…

Upadam. Łzy ograniczają mi widoczność do wielkiej, rozmazanej plamy. Nie widzę żadnych konturów. Nie wiem, gdzie jestem. Znów nie kontroluję własnych emocji, bo nie potrafię. Najzwyczajniej w świecie nie potrafię. Kocham cię do granic moich możliwości i jeszcze bardziej, a ty – jestem pewien – że właśnie teraz pierdolisz się z moim bratem. Hej, pozdrów go! Zapytaj, czy jeszcze mnie pamięta, i czy oprócz wspólnego nazwiska i rodziny coś nas jeszcze łączy?!

Widzisz, co ze mną zrobiłaś? Jestem beznadziejny w swojej beznadziejności. Topię się w nadmiarze własnych, kurewsko bolesnych myśli o tobie. Zalewam żołądek alkoholem, by choć na moment zapomnieć o twoich płomiennie rudych oczach. O pięknych i dużych, niebieskich oczach. O idealnie skrojonych wargach, które prawie zawsze muśnięte były różanym błyszczykiem. Wciąż pamiętam twój zapach – mieszankę wanilii, piżma, drzewa cedrowego i świeżych malin. Tylko ty tak pachniałaś. Tylko na tobie ten zapach rozkwitał w pełni. Wiesz, zawsze kiedy jestem na zakupach, idę do perfumerii, by psiknąć się tym zapachem. Pracownice patrzą na mnie z politowaniem, bo ja – facet – psikam się babskimi perfumami, ale robię to dla ciebie. Tylko po to, byś była obecna. Obecna w moim szalenie nieszczęśliwym życiu. Kolejny paradoks.

Moje życie składa się z paradoksów. Z jednej strony chcę, żebyś była moja i tylko moja, z drugiej strony nienawidzę cię tak mocno. Widzisz? Tylko przez ciebie każdego dnia przeżywam ambiwalencję uczuć. Balansuję na krawędzi zdrowych zmysłów a choroby psychicznej. To właśnie przez ciebie straciłem dorobek całego życia. Straciłem brata. Straciłem zespół. Straciłem ciebie. Zastanawiam się czasami, co media napisałby o mojej śmierci. Czy w ogóle ktoś by się tym zainteresował? Zamknij oczy i wyobraź sobie nagłówki niemieckich i światowych gazet.

Fani Tokio Hotel w żałobie.
Bill Kaulitz popełnił samobójstwo.
Wokalista Tokio Hotel nie żyje.

Śmieję się z tego, ale w mojej sytuacji to bardzo realna wizja… Waham się pomiędzy sposobem skrócenia swoich katuszy. Jak myślisz, co powinienem wybrać? Cichą śmierć przez zapicie środków nasennych wódką, czy może coś bardziej spektakularnego, jak skok z wysokiego budynku? O tak! To byłoby zajebiste! Oczywiście wcześniej zadzwoniłbym do ciebie, byś przyleciała do Paryża i mogła podziwiać, w jaki fenomenalny sposób kończę ze sobą. Widzisz? To wszystko przez ciebie.

Wystraszyłem cię?

Ale nie martw się. Teraz nie jestem taki odważny. Boję się śmierci. Nie chcę jeszcze umierać. Może i jestem masochistą, ale uwielbiam broczyć się we wspomnieniach. Wracam do nich każdego dnia i każdej pieprzonej nocy bez ciebie i wiesz co? Przede mną 458 samotna noc. Prosty rachunek matematyczny daje ponad rok i cztery miesiące. Tyle gnije w tym bagnie zwanym niespełnioną miłością. A wiesz co jest najgorsze? Że moim bólom nie widać końca. W takich momentach jak ten, uwielbiam, wręcz kocham rozdrapywać swoje rany na nowo.

Wszedł do mieszkania najciszej, jak tylko potrafił. Z uśmiechem na ustach delikatnie, jakby w obawie przed zbędnym hałasem zamknął drzwi. Zdjął buty, a kurtkę odwiesił na wieszaku. Dzisiaj wcześniej skończył sesję nagraniową do nadchodzącego albumu, co równało się z większą ilością czasu, które mógł jej poświęcić. Rozradowany i naładowany pozytywną energią wszedł w głąb mieszkania, które porażało go dziwną ciszą. Nie grało żadne radio, a przecież ona uwielbiała je słuchać. Przez chwilę myślał nawet, że gdzieś wyszła, ale jej buty i torebka stały na swoim miejscu.

Im dalej wchodził w głąb mieszkania, tym głośniejsze jęki i westchnienia dochodziły jego uszu. Uśmiechnął się pod nosem, bo dźwięki te były stłumione jakby przez poduszkę, co – w jego ocenie - oznaczało, że sąsiad spod piątki nieźle bawił się w asyście filmów dla dorosłych.

Och, gdyby wiedział, że to nie sąsiad ma tyle frajdy, nie otworzyłby tych pieprzonych drzwi od sypialni.

Ułożył swoją dłoń na klamce, naciskając lekko. Drzwi pod jego naporem skrzypnęły cicho, a on stanął w progu. Z jego twarzy zniknął uśmiech na rzecz zaszokowania. Źrenice zwęziły się niebezpiecznie, a jego serce jakby na moment przestało bić. Minęła dobra minuta, nim z powrotem odzyskał zdolność mówienia i reagowania na bodźce.

- Co, kurwa… – Szepnął zaszokowany, wpatrując się w tęczówki dokładnie tego samego koloru, co jego własne.

Nie wierzył. Po prostu nie wierzył. Wybuchł gromkim śmiechem, a potem uszczypnął się w ramię. Raz, drugi, trzeci, ale para kochających się ludzi nie znikała. To nie był sen. To rzeczywistość brutalna i ostra niczym żyletka.

- Ty! – Wskazał oskarżycielsko na równie zaszokowanego Toma. – Jak mogłeś?!

W przypływie adrenaliny rzucił się na niego z pięściami, uderzając gdzie popadnie. Nie zważał na to, że prawdopodobnie złamał mu nos. Nie zważał na cieknącą po jego skroni krew, po prostu uderzał, by wyzbyć się negatywnych emocji. Dziewczyna płakała, a Tom poddawał się jego ciosom bez żadnego oporu.

- Billy, przestań! Wytłumaczę ci to! – W jego uszach głośno pulsowała krew, a gdzieś pomiędzy jednym głuchym uderzeniem, a kolejnym, docierał do niego jej przestraszony głos. Oderwał się od twarzy bliźniaka, patrząc na nią. Jego wzrok wiercił jej dziurę w brzuchu. Był tak cholernie przenikliwy, jak jeszcze nigdy wcześniej.

Wolnym krokiem podszedł do nagiej dziewczyny, dotykając jej policzka, na którym zostawił czerwony i ciepły ślad – jego krew. Uśmiechnął się szaleńczo, a chwilę potem wymierzył jej siarczysty policzek. Przymknęła z żalem powieki, a jej głowa zderzyła brutalnie z twardą ścianą. Syknęła z bólu, spoglądając na Billa. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, za to ona nie mogła już powstrzymać łez. Potem wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zarejestrowała momentu, w którym Tom rzucił się na brata, przypierając go mocno do ściany. Tym razem to od dominował, bo nienawidził, wręcz brzydził się damskimi bokserami. Miał w dupie to, że złamie mu jego idealny nos. Musiał oddać mu z nawiązką za to, że odważył się podnieść dłoń na kobietę. Musiał.

- Wypierdalać. Mi. Stąd. Obydwoje. – Syknął Bill, wściekle patrząc w półprzymknięte oczy brata.

Krew sączyła się po jego brodzie, kapiąc na jasne ubrania. Uścisk Toma zelżał, a szatyn w milczeniu podniósł swoje rzeczy, założył je i po prostu wyszedł. Trzask drzwi, który im zafundował jeszcze przez chwilę odbijał się echem od ścian.

- Billy, to nie tak jak myślisz. – Zaczęła, podchodząc do niego.

- A jak?! Wytłumacz mi jak! – Nie panował nad swoimi emocjami. Krzyczał na nią, by po chwili ostatni raz zatopić się w jej malinowych ustach.

Całował ją zachłannie, wręcz miażdżąc jej delikatne wargi. Nie zważał na rdzenny posmak krwi w ustach, nie zważał na nic. Po prostu chciał ostatni raz czuć jej bliskość, by po skończonej pieszczocie odsunąć ją gwałtownie od siebie i kazać wypierdalać.

Doskonale to pamiętasz, prawda? Wyobraź sobie, że moje serce w tamtej chwili pękło na miliardy małych kawałeczków, których żadna siła ziemska nie jest w stanie złożyć. Serce to dla mnie narząd, który tylko pompuje krew. Nic więcej. Zdradzając mnie, zabrałaś moje serce. To jedyne i prawdziwe, które potrafiło kochać. Kochać tak mocno jak nigdy wcześniej. Teraz jestem pusty. Wybrakowany. Jesteś blizną wszystkiego tego, w co uparcie wierzyłem. Jesteś cholernie pulsującą i bolącą raną w mojej piersi. Jesteś moją niespełnioną miłością, o której nie potrafię zapomnieć.

Ale wiesz co? Jeszcze przyjdzie taki dzień, kiedy stanę z tobą twarzą w twarz. Kiedy będę w stanie, bez żadnego bólu i niepotrzebnych emocji, spojrzeć ci w oczy. Kiedy moja dusza zostanie uleczona  i pozbawiona skazy w postaci wspomnień. I ty doskonale wiesz, co to będzie za dzień.

Dzień, w którym jakiś frajer znajdzie moje zimne ciało. Nieważne, gdzie, ale znajdzie. Powiadomi ciebie i Toma, a kiedy przyjedziecie na identyfikację zwłok, ja będę stał obok ciebie. Będę wpatrywał się w twoje oczy, bo będę martwy. Martwy przez miłość do ciebie. Umrę, by zaznać spokoju. Umrę w samotności, bo na nią mnie skazałaś, ale wiedz jedno – za to wszystko będziesz smażyć się w piekle. Nie, oboje będziecie i już ja o to zadbam.

Bill

6 komentarzy:

  1. ...

    Wiesz, że cię uwielbiam? I właśnie teraz ryczę jak popierdolona do monitora? I że serce bije mi jak oszalałe? Nie, to już wiesz.

    Ja pierdole. To było... Nie mam słów, naprawdę. Najlepszy twój odcinek ever. Wykreowałaś Billa na naprawdę nieszczęśliwego człowieka. I zrobiłaś to bezbłędnie.

    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co mam napisać.
    Zaszokowałaś mnie totalnie. Mam mętlik w głowie, w sercu... Łzy mi lecą, a ja nie mogę ich powstrzymać.
    Jesteś genialna i dobrze o tym wiesz. Uwielbiam Cię! A to co dziś tu nam przedstawiłaś- bezbłędne, idealne w każdym calu.
    Przepraszam za dość dziwny komentarz. Mam nadzieję, że wybaczysz.
    Dziękuje Ci Martie za to, że jesteś, tworzysz i pozwalasz zatapiać mi się do granic możliwości w Twoich historiach. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe opowiadanie!:) Czekam na więcej i gratuluje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Cię dziewczyno i każde Twoje opowiadania <3
    Tym mnie bardzo zaciekawiłaś... czekam na kolejny rozdział bo po tym liście
    dużo w mojej głowie siedzi ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne. Po prostu piękne. I chylę czoła Twojej genialnej twórczości. Chciałabym napisać tutaj coś bardziej elokwentnego, ale... To i tak zblednie przy tym, co Ty napisałaś wyżej. Gratuluję, Martie, bo odebrałaś mi z głowy wszystkie słowa, a pozostawiłaś sceny z tego opowiadania.

    "Całował ją zachłannie, wręcz miażdżąc jej delikatne wargi. Nie zważał na rdzenny posmak krwi w ustach, nie zważał na nic. Po prostu chciał ostatni raz czuć jej bliskość, by po skończonej pieszczocie odsunąć ją gwałtownie od siebie i kazać wypierdalać." - a ten fragment już na zawsze zostanie w mojej pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, to tez przecież już czytałam!korzystając z trzydziestu wolnych minut w autobusie chciałam nadrobić, zaczynając od jednoczesciowek, a tu okazuje się, ze znam Twoją twórczość lepiej niż mi sie wydaje! Idealnie wykreowalas tu Billa. Po prostu genialnie. Mam natchnienie do czytania. Do zobaczenia o 21, jak będę wracać, przeczytam kolejną :)

    OdpowiedzUsuń