___________________________________________
Jedni przyjeżdżają tu, by znaleźć
miłość, a inni wręcz przeciwnie – zapomnieć o niej. Jedni spacerują najbardziej
znanymi ulicami, rozglądając się w poszukiwaniu ciekawych znajomości, a inni
szukają chwili wytchnienia i samotności. Jedni robią sobie zdjęcia na tle wieży
Eiffla i dzielą się nimi z bliskimi, podczas gdy inni nie dostrzegają jej
uroku. Ba, nie dostrzegają niczego, bo są zbyt mocno zajęci sobą i swoimi
problemami. Rozpamiętują to, co złe. Wracają do przeszłości i do odległej
rzeczywistości, w której byli szczęśliwi, bo teraz tylko to im pozostało. Udają
przed światem, że wszystko w porządku, a gdy nikt nie widzi, dają upust
skumulowanym emocjom. Płaczą, krzyczą, za swoje niepowodzenie obwiniają cały
świat.
Taki właśnie jestem.
Spaceruję właśnie ulicami Paryża.
Mijam zakochanych w sobie ludzi. Mijam szczęśliwe rodziny z dziećmi. Mijam
także kilka par z naprawdę długim stażem i podziwiam ich wciąż trwającą miłość.
Mijam witryny sklepowe, które przepełnione są walentynkowymi gadżetami. Od
lizaków z napisem kocham cię, po miśki, serduszka i inne komercyjne pierdoły.
Nienawidzę walentynek. Nie obchodzę ich. Szczerze powiedziawszy, moje życie
nikogo już nie obchodzi, bo czy przejęłabyś się informacją o mojej śmierci?
Odpowiem za ciebie – nie, nie przejęłabyś
się. Nie płakałabyś za mną. Nie przyjechałabyś na mój pogrzeb. Nie złożyłabyś
ani jednego, zasranego kwiatu na moim grobie. Nie zapaliłabyś nawet głupiego
znicza, bo dla ciebie przecież nie istnieję. Żyję własnym życiem, gdzieś daleko
od rodzinnych Niemiec. Od czasu mojej wyprowadzki nawet do mnie nie
zadzwoniłaś. Ba, on też nie zadzwonił. To takie zajebiste uczucie, kiedy
rodzony brat ma cię głęboko w dupie, nie uważasz? Wróć, ty nie masz rodzeństwa,
więc nie wiesz, jaki to ból, kiedy ktoś, z kimś dzieliłaś 25 lat życia, nagle
przestaje cię dostrzegać. Nie pyta, nie dzwoni, nie odpisuje na setki
wiadomości. Dla niego jestem niewidzialny, a przecież usunąłem się z waszego
życia, by nikomu nie zawadzać. I masz ci los. Jestem niewidzialny. Właśnie tak
się czuję. Odrzucony przez brata bliźniaka, a przecież to on skrzywdził mnie, a
nie ja jego. Paradoks.
Spaceruję dzielnie przed siebie,
a w moich myślach układają się przepiękne obrazy. Pamiętasz jeszcze nasz
pierwszy wyjazd do Paryża? Byłaś taka szczęśliwa, kiedy powiedziałem ci, że
spędzimy tam weekend. Tylko ty i ja. Z dala od domu. Bez telefonów. Bez Internetu.
Tylko my dwoje. Pamiętam twoje pięknie niebieskie oczy, które z niedowierzaniem
wpatrywały się w moje. Nie wierzyłaś mi, a potem ja dałem ci bilety lotnicze
wraz z mapą Paryża, byś mogła zaplanować swoją wycieczkę marzeń. Pamiętasz to?
Bo ja doskonale.
A pamiętasz pierwszą oficjalną
imprezę branżową, na którą cię zabrałem? Bałaś się, tak cholernie i mocno bałaś
się pojawić u mojego boku, ale to był słuszny strach. Strach przed moimi
fankami, ale przyznaj – nie było tak źle? Byłem taki dumny, kiedy z uśmiechem
pozowaliśmy na ściance. Pamiętasz, jak mocniej cię objąłem i jak musnąłem twoje
wargi, kiedy światła fleszy przestały razić nas w oczy? Byłem przepełniony dumą
i radością. Pamiętasz to? Bo ja wciąż nie mogę tego zapomnieć.
Nie mogę też zapomnieć pierwszego
razu, na który czekałem z utęsknieniem. W myślach setki razy układałem sobie wszystko
to, czym chciałem obdarować twoje ciało tamtej nocy. Pamiętam każdy twój jęk.
Każde mgliste spojrzenie. Każdy dotyk na mojej gorącej skórze. Pamiętam jak
drżałaś tuż po, kiedy opadłem na twoje ciało, miażdżąc twoje usta w gorącym pocałunku.
Doskonale to pamiętasz, prawda? Ale ty wybrałaś jego. To z nim chciałaś się
kochać każdej nocy. To jego imię chciałaś krzyczeć. Nie moje. Ja byłem tylko
zabawką. Kimś, kto pomoże ci osiągnąć swój cel. Zabawiłaś się mną. Rozkochałaś
w sobie, a potem zrobiłaś to. Zdradziłaś mnie z nim. Z własnym, pieprzonym
bratem! Kurwa, czy kiedykolwiek mnie kochałaś?! Nie! Bo byłem tylko jebaną
zabawką na twojej drodze do jego serca! Nic nie znaczącym pionkiem w grze o jego
uwagę! Ale powiedz mi jedną rzecz, jedną jedyną, której nie potrafię, kurwa,
zrozumieć – dlaczego od razu nie zaczęłaś się z nim spotykać? Dlaczego to ja
musiałem być waszym łącznikiem, choć wcale się na to nie godziłem?
Powiedz mi,
proszę…
Upadam. Łzy ograniczają mi
widoczność do wielkiej, rozmazanej plamy. Nie widzę żadnych konturów. Nie wiem,
gdzie jestem. Znów nie kontroluję własnych emocji, bo nie potrafię.
Najzwyczajniej w świecie nie potrafię. Kocham cię do granic moich możliwości i
jeszcze bardziej, a ty – jestem pewien – że właśnie teraz pierdolisz się z moim
bratem. Hej, pozdrów go! Zapytaj, czy jeszcze mnie pamięta, i czy oprócz
wspólnego nazwiska i rodziny coś nas jeszcze łączy?!
Widzisz, co ze mną zrobiłaś?
Jestem beznadziejny w swojej beznadziejności. Topię się w nadmiarze własnych,
kurewsko bolesnych myśli o tobie. Zalewam żołądek alkoholem, by choć na moment
zapomnieć o twoich płomiennie rudych oczach. O pięknych i dużych, niebieskich
oczach. O idealnie skrojonych wargach,
które prawie zawsze muśnięte były różanym błyszczykiem. Wciąż pamiętam twój
zapach – mieszankę wanilii, piżma, drzewa cedrowego i świeżych malin. Tylko ty
tak pachniałaś. Tylko na tobie ten zapach rozkwitał w pełni. Wiesz, zawsze
kiedy jestem na zakupach, idę do perfumerii, by psiknąć się tym zapachem.
Pracownice patrzą na mnie z politowaniem, bo ja – facet – psikam się babskimi
perfumami, ale robię to dla ciebie. Tylko po to, byś była obecna. Obecna w moim
szalenie nieszczęśliwym życiu. Kolejny paradoks.
Moje życie składa się z
paradoksów. Z jednej strony chcę, żebyś była moja i tylko moja, z drugiej
strony nienawidzę cię tak mocno. Widzisz? Tylko przez ciebie każdego dnia
przeżywam ambiwalencję uczuć. Balansuję na krawędzi zdrowych zmysłów a choroby
psychicznej. To właśnie przez ciebie straciłem dorobek całego życia. Straciłem
brata. Straciłem zespół. Straciłem ciebie. Zastanawiam się czasami, co media
napisałby o mojej śmierci. Czy w ogóle ktoś by się tym zainteresował? Zamknij
oczy i wyobraź sobie nagłówki niemieckich i światowych gazet.
Fani Tokio Hotel w żałobie.
Bill Kaulitz popełnił samobójstwo.
Wokalista Tokio Hotel nie żyje.
Śmieję się z tego, ale w mojej
sytuacji to bardzo realna wizja… Waham się pomiędzy sposobem skrócenia swoich
katuszy. Jak myślisz, co powinienem wybrać? Cichą śmierć przez zapicie środków
nasennych wódką, czy może coś bardziej spektakularnego, jak skok z wysokiego
budynku? O tak! To byłoby zajebiste! Oczywiście wcześniej zadzwoniłbym do
ciebie, byś przyleciała do Paryża i mogła podziwiać, w jaki fenomenalny sposób
kończę ze sobą. Widzisz? To wszystko przez ciebie.
Wystraszyłem cię?
Ale nie martw się. Teraz nie
jestem taki odważny. Boję się śmierci. Nie chcę jeszcze umierać. Może i jestem
masochistą, ale uwielbiam broczyć się we wspomnieniach. Wracam do nich każdego
dnia i każdej pieprzonej nocy bez ciebie i wiesz co? Przede mną 458 samotna
noc. Prosty rachunek matematyczny daje ponad rok i cztery miesiące. Tyle gnije
w tym bagnie zwanym niespełnioną miłością. A wiesz co jest najgorsze? Że moim bólom
nie widać końca. W takich momentach jak ten, uwielbiam, wręcz kocham
rozdrapywać swoje rany na nowo.
Wszedł do mieszkania najciszej, jak tylko potrafił. Z uśmiechem na
ustach delikatnie, jakby w obawie przed zbędnym hałasem zamknął drzwi. Zdjął
buty, a kurtkę odwiesił na wieszaku. Dzisiaj wcześniej skończył sesję
nagraniową do nadchodzącego albumu, co równało się z większą ilością czasu,
które mógł jej poświęcić. Rozradowany i naładowany pozytywną energią wszedł w
głąb mieszkania, które porażało go dziwną ciszą. Nie grało żadne radio, a
przecież ona uwielbiała je słuchać. Przez chwilę myślał nawet, że gdzieś wyszła,
ale jej buty i torebka stały na swoim miejscu.
Im dalej wchodził w głąb mieszkania, tym głośniejsze jęki i
westchnienia dochodziły jego uszu. Uśmiechnął się pod nosem, bo dźwięki te były
stłumione jakby przez poduszkę, co – w jego ocenie - oznaczało, że sąsiad spod
piątki nieźle bawił się w asyście filmów dla dorosłych.
Och, gdyby wiedział, że to nie
sąsiad ma tyle frajdy, nie otworzyłby tych pieprzonych drzwi od sypialni.
Ułożył swoją dłoń na klamce, naciskając lekko. Drzwi pod jego naporem
skrzypnęły cicho, a on stanął w progu. Z jego twarzy zniknął uśmiech na rzecz
zaszokowania. Źrenice zwęziły się niebezpiecznie, a jego serce jakby na moment
przestało bić. Minęła dobra minuta, nim z powrotem odzyskał zdolność mówienia i
reagowania na bodźce.
- Co, kurwa… – Szepnął zaszokowany, wpatrując się w tęczówki dokładnie
tego samego koloru, co jego własne.
Nie wierzył. Po prostu nie wierzył. Wybuchł gromkim śmiechem, a potem
uszczypnął się w ramię. Raz, drugi, trzeci, ale para kochających się ludzi nie
znikała. To nie był sen. To rzeczywistość brutalna i ostra niczym żyletka.
- Ty! – Wskazał oskarżycielsko na równie zaszokowanego Toma. – Jak mogłeś?!
W przypływie adrenaliny rzucił się na niego z pięściami, uderzając
gdzie popadnie. Nie zważał na to, że prawdopodobnie złamał mu nos. Nie zważał
na cieknącą po jego skroni krew, po prostu uderzał, by wyzbyć się negatywnych
emocji. Dziewczyna płakała, a Tom poddawał się jego ciosom bez żadnego oporu.
- Billy, przestań! Wytłumaczę ci to! – W jego uszach głośno pulsowała
krew, a gdzieś pomiędzy jednym głuchym uderzeniem, a kolejnym, docierał do
niego jej przestraszony głos. Oderwał się od twarzy bliźniaka, patrząc na nią.
Jego wzrok wiercił jej dziurę w brzuchu. Był tak cholernie przenikliwy, jak
jeszcze nigdy wcześniej.
Wolnym krokiem podszedł do nagiej dziewczyny, dotykając jej policzka,
na którym zostawił czerwony i ciepły ślad – jego krew. Uśmiechnął się
szaleńczo, a chwilę potem wymierzył jej siarczysty policzek. Przymknęła z żalem
powieki, a jej głowa zderzyła brutalnie z twardą ścianą. Syknęła z bólu,
spoglądając na Billa. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, za to ona nie
mogła już powstrzymać łez. Potem wszystko działo się tak szybko, że nawet nie
zarejestrowała momentu, w którym Tom rzucił się na brata, przypierając go mocno
do ściany. Tym razem to od dominował, bo nienawidził, wręcz brzydził się
damskimi bokserami. Miał w dupie to, że złamie mu jego idealny nos. Musiał
oddać mu z nawiązką za to, że odważył się podnieść dłoń na kobietę. Musiał.
- Wypierdalać. Mi. Stąd. Obydwoje. – Syknął Bill, wściekle patrząc w
półprzymknięte oczy brata.
Krew sączyła się po jego brodzie, kapiąc na jasne ubrania. Uścisk Toma
zelżał, a szatyn w milczeniu podniósł swoje rzeczy, założył je i po prostu
wyszedł. Trzask drzwi, który im zafundował jeszcze przez chwilę odbijał się echem
od ścian.
- Billy, to nie tak jak myślisz. – Zaczęła, podchodząc do niego.
- A jak?! Wytłumacz mi jak! – Nie panował nad swoimi emocjami. Krzyczał
na nią, by po chwili ostatni raz zatopić się w jej malinowych ustach.
Całował ją zachłannie, wręcz miażdżąc jej delikatne wargi. Nie zważał
na rdzenny posmak krwi w ustach, nie zważał na nic. Po prostu chciał ostatni
raz czuć jej bliskość, by po skończonej pieszczocie odsunąć ją gwałtownie od
siebie i kazać wypierdalać.
Doskonale to pamiętasz, prawda?
Wyobraź sobie, że moje serce w tamtej chwili pękło na miliardy małych
kawałeczków, których żadna siła ziemska nie jest w stanie złożyć. Serce to dla
mnie narząd, który tylko pompuje krew. Nic więcej. Zdradzając mnie, zabrałaś
moje serce. To jedyne i prawdziwe, które potrafiło kochać. Kochać tak mocno jak
nigdy wcześniej. Teraz jestem pusty. Wybrakowany. Jesteś blizną wszystkiego
tego, w co uparcie wierzyłem. Jesteś cholernie pulsującą i bolącą raną w mojej
piersi. Jesteś moją niespełnioną miłością, o której nie potrafię zapomnieć.
Ale wiesz co? Jeszcze przyjdzie
taki dzień, kiedy stanę z tobą twarzą w twarz. Kiedy będę w stanie, bez żadnego
bólu i niepotrzebnych emocji, spojrzeć ci w oczy. Kiedy moja dusza zostanie
uleczona i pozbawiona skazy w postaci
wspomnień. I ty doskonale wiesz, co to będzie za dzień.
Dzień, w którym jakiś frajer
znajdzie moje zimne ciało. Nieważne, gdzie, ale znajdzie. Powiadomi ciebie i
Toma, a kiedy przyjedziecie na identyfikację zwłok, ja będę stał obok ciebie.
Będę wpatrywał się w twoje oczy, bo będę martwy. Martwy przez miłość do ciebie.
Umrę, by zaznać spokoju. Umrę w samotności, bo na nią mnie skazałaś, ale wiedz
jedno – za to wszystko będziesz smażyć się w piekle. Nie, oboje będziecie i już
ja o to zadbam.
Bill
...
OdpowiedzUsuńWiesz, że cię uwielbiam? I właśnie teraz ryczę jak popierdolona do monitora? I że serce bije mi jak oszalałe? Nie, to już wiesz.
Ja pierdole. To było... Nie mam słów, naprawdę. Najlepszy twój odcinek ever. Wykreowałaś Billa na naprawdę nieszczęśliwego człowieka. I zrobiłaś to bezbłędnie.
Dziękuję.
Nie wiem co mam napisać.
OdpowiedzUsuńZaszokowałaś mnie totalnie. Mam mętlik w głowie, w sercu... Łzy mi lecą, a ja nie mogę ich powstrzymać.
Jesteś genialna i dobrze o tym wiesz. Uwielbiam Cię! A to co dziś tu nam przedstawiłaś- bezbłędne, idealne w każdym calu.
Przepraszam za dość dziwny komentarz. Mam nadzieję, że wybaczysz.
Dziękuje Ci Martie za to, że jesteś, tworzysz i pozwalasz zatapiać mi się do granic możliwości w Twoich historiach. <3
Bardzo ciekawe opowiadanie!:) Czekam na więcej i gratuluje :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię dziewczyno i każde Twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńTym mnie bardzo zaciekawiłaś... czekam na kolejny rozdział bo po tym liście
dużo w mojej głowie siedzi ! :)
Piękne. Po prostu piękne. I chylę czoła Twojej genialnej twórczości. Chciałabym napisać tutaj coś bardziej elokwentnego, ale... To i tak zblednie przy tym, co Ty napisałaś wyżej. Gratuluję, Martie, bo odebrałaś mi z głowy wszystkie słowa, a pozostawiłaś sceny z tego opowiadania.
OdpowiedzUsuń"Całował ją zachłannie, wręcz miażdżąc jej delikatne wargi. Nie zważał na rdzenny posmak krwi w ustach, nie zważał na nic. Po prostu chciał ostatni raz czuć jej bliskość, by po skończonej pieszczocie odsunąć ją gwałtownie od siebie i kazać wypierdalać." - a ten fragment już na zawsze zostanie w mojej pamięci.
Hej, to tez przecież już czytałam!korzystając z trzydziestu wolnych minut w autobusie chciałam nadrobić, zaczynając od jednoczesciowek, a tu okazuje się, ze znam Twoją twórczość lepiej niż mi sie wydaje! Idealnie wykreowalas tu Billa. Po prostu genialnie. Mam natchnienie do czytania. Do zobaczenia o 21, jak będę wracać, przeczytam kolejną :)
OdpowiedzUsuń